wtorek, 2 września 2025

Grecka wyspa Kos i okolice - część druga

W tym wpisie zabiorę Was do miejscowości Kalimnos, która swego czasu była takim centrum poławiaczy gąbek. Jednak zanim więcej na ten temat, dla tych, którzy zajrzeli tutaj po raz pierwszy, a chcieliby zobaczyć inne greckie wpisy, odnośniki:


Wyprawa do Kalimnos pokazała, że człowiek może mieszkać w takim pięknym miejscu, a nie będzie pozbawiony trudności i niebezpieczeństw, ale o tym później…

Wyruszamy ze stolicy wyspy, czyli Kos. Przy okazji możemy rzucić okiem na pobliskie Wybrzeże Turcji. A dokładnie Turgutreis.



Jak się okazało, była to podróż pełna przygód. Po raz pierwszy swoim już prawie pięćdziesięcioletni życiu poznałem, co to znaczy choroba morska. Na szczęście nie oświadczając jej typowych objawów, to jednak dotknęło innych. Trafiliśmy bowiem na dosyć spory wiatr i fale były na tyle duże, że statkiem zaczęło mocno kiwać. Niestety trochę osób zmusiło to do okupowania toalet lub koszów na śmieci ;) Na szczęście „schowaliśmy się” za wyspą i fale uspokoiły się, jednak do końca życia będę pamiętał minę poznanego podczas rejsu Polaka, który, choć nie cierpiąc na nudności, poszedł skorzystać z toalety za potrzebą. Gdy wyszedł, to miałem wrażenie, że ma obłęd w oczach i nie bardzo kojarzy, gdzie się znajduje ;) 


Po przybyciu na miejsce odwiedziliśmy sklep i takie swoiste muzeum poławiacz gąbek. Fach ten nie był prostym wyzwaniem i niósł za sobą wiele tragicznej historii.  Trudno się temu dziwić. Kilkadziesiąt lat temu mężczyźni bez żadnego wsparcia, schodzili na głębokość 30 m, gdzie ze specjalnym nożem w ręku i na jednym oddechu wyławiali cztery do pięciu gąbek. Później szybko wynurzali się. 








Niestety choroba kesonowa dawał o sobie znać albo jeszcze w tym samym sezonie, albo później. Niekiedy nawet po paru latach. Poławiacze dla ułatwienia wieszali sobie na szyję lub mocowali do pasa specjalne kamienie, które pozwalały im szybko zejść na dno. 


Z tego powodu odbywało się tam też swoiste święto, festyn z okazji corocznego rozpoczęcia sezonu. Niby było to radosne, ale z nutą goryczy, swoistej nostalgii, bo wszyscy wiedzieli, że nie każdy z nurków przeżyje sezon. Co do samej miejscowości wato napisać, że rządzą w niej skutery. Zresztą zobaczcie sami. 


















Wracając do portu w Kos, odwiedziliśmy dziką plażę, gdzie niektórzy korzystali z możliwości kąpieli w fajnej zatoczce i skakaniu do wody ze statku. Znajdowała się tam też taka kaplica:

Poźniej zawitaliśmy do Pserimos - maleńkiej miejscowości z cudowną plażą. Jak powiedziała Marta, tutaj możemy wrócić na emeryturę ;) 












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz