Miało być tak pięknie, a skończyło się szybką ewakuacją. Wybraliśmy się na ryby. Plan był taki, że posiedzimy do 22 - 23. Jednak już o 21 zwijaliśmy się do domu. Wszystko przez to, że dwa tygodnie temu wylała Nysa i we wszelkich mokradłach wylęgły się komary. Tym samym po 20 już w cieniu atakowała chmara krwiopijców.
Żeby tego było mało, ryby też słabo żerowały. Jak podsumował to wędkarz z naprzeciwka. Wiatr wieje od Putina, a stamtąd nigdy nic dobrego nie przyszło ;)
Gdy Rafał pilnował wędek sam wybrałem się na polowanie, bo widziałem żerującego błotniaka:
Tylko Rafał nie tracił nadziei, że coś złowimy. Suma summarum wpadł nam mały okoń i drugi nieco większy zerwany. Do tego kilka słabszych brań. Ogólnie wędkarska studnia ;)
Przed samą ewakuacją (bo inaczej nie można tego nazwać) udało mi się zrobić jeszcze to zdjęcie: