czwartek, 12 września 2019

Korfu: wróciliśmy do Grecji

Dwa lata od naszej wyprawy na Rodos, gdzie zakochaliśmy się w Grecji, postanowiliśmy wrócić. Miśka podrosła na tyle, że kolejne wakacje spędziliśmy na homeryckiej ziemi. Wpisów będzie (z tym) pięć. Dzisiaj ogólnie o wyspie z porównaniem jej do Rodos. Kolejne z naszej całodziennej wycieczki, czyli z wizyty w monastyrze Paleokastritsa i plaż Agios Spiridon. Później Achillon czyli pałac Cesarzowej Elżbiety Bawarskiej, znanej jako Sssy (główny cel wizyty Marty ;) ), lotnisko w Korfu i na koniec oparty na słabszych jakościowo zdjęciach bo z komórki - wpis o moim bieganiu po Korfu i odkrytych dzięki niemu świetnym miejscom. 

Dla przypomnienia wpisy z Rodos, które notabene są najpopularniejsze na fotoblogu tutaj:

Co mogę napisać - po pierwsze to jest cholernie zielona wyspa! Cyprysy i drzewa oliwne są wszędzie. Zupełnie coś innego niż na Rodos. My trafiliśmy do miejscowości Agios Georgios. Piękna, spokojna, piaszczysta plaża. Miejsce idealne dla rodzin z małymi dziećmi. Bez dużych fal, bardzo długi odcinek z płytką wodą. Marzenie odpoczywających. Osobiście jednak odniosłem wrażenie, że wyspa ta jest biedniejsza od Rodos, ma słabszą infrastrukturę - zwłaszcza drogową.

Napiszę krótko, jak mieliśmy plan wynająć samochód, tak po transferze do hotelu, zupełnie straciliśmy na to ochotę. Cała masa wzniesień, drogi wąskie, a do tego ich stan techniczny taki sam, a może i gorszy niż drogi powiatowe w powiecie zgorzeleckim :D 

Przewodniczka opowiadała nam, że Korfu jest drenowane ze środków jakie zostają tutaj z turystyki. Te w olbrzymiej większości wracają na kontynent. Ma to też swoje plusy. Ceny w sklepach nie były zabójcze i choć all inclusive, to jednak człowiek lubi wyskoczyć na lokalny "shopping :D  Jako biegacz dam taki przykład. Na Rodos za 1,5 litrową butelkę wody płaciłem coś koło 1,20 euro, a tutaj tyle za 5 litrowa bańkę ;) 

Na Korfu nie przywitał nas też oszałamiający zapach szałwii (może to nie ta pora? - wtedy był czerwiec, a teraz końcówka sierpnia). Cykad też było mniej niż na wyspie słońca i wiatru. Co ciekawe rezydentka opowiadała, że najpierw zakochała się w Rodos, ale później jej serce podbiło Korfu. 

W hotelu (byliśmy tutaj klik-klik) zdecydowana większość to Polacy. Co ciekawe - tak jestem upierdliwy i znowu to napiszę - bardzo dużo odpoczywających zadowalało się leżakowaniem przy basenie (sic!) Lecieć tyle tysięcy kilometrów, żeby taplać się w chlorowanej wodzie? Nie potrafię tego zrozumieć... 

Dobra zapraszam na fotki wprowadzające, wkrótce kolejne wpisy i dalsze spostrzeżenia. 














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz