Marta postanowiła zabrać na Śnieżne Kotły swoich bratanków. Musze przyznać, że miałem obawy czy chłopaki dadzą radę wejść na górę, bo do tej pory ich osiągnięciem był wjazd gondolą w Świeradowie na Stóg, ale muszę przyznać, że spisali się na medal. Szli pod górę jak dziki w kukurydzę :D Poniżej relacja z wyprawy i trochę zdjęć w tym ze smarftona, czego tutaj jeszcze nie było ;)
Zaczynamy nostalgicznie - memento mori - nie wiem skąd się wziął tam ten krzyż ale skłania do refleksji:
W górach warto też patrzeć pod nogi:
Większy odpoczynek na posiłek oczywiście przy Kruczych Skałach:
Mogliśmy też tam podziwiać piękne widoki:
W schronisku Pod Łabskich Szczytem zwróciłem uwagę na "górską" lodówkę, muszę też przyznać, ze nie mogę się nadziwić ludziom, którzy decydują się na browara w takim miejscu. Mi by odebrało nogi ;)
Idziemy dalej. Najtrudniejszy odcinek:
Patrze też pod nogi bo pięknie kwitną wrzosy:
Wreszcie na górze. Wielki Szyszak:
Ekipa w komplecie:
Takich trzech jak nas dwóch, nie ma ani jednego ;) Mateusz po czeskiej a Wiktor po polskiej stronie:
Śnieżne Kotły:
Skałki:
Słupki ;)
Ale najlepszy był chillout po stronie czeskiej. Kabanosy zrobiły robotę ;)
Nie ma co się dziwić, weszliśmy dosyć wysoko ;)
Ruszamy dalej Łabski Szczyt - Violik:
Gdy tak patrzyłem w tę stronę to naszła mnie ochota na bieganie. Muszę o tym pomyśleć. Wjechać na górę i pobiegać kilkanaście, kilkadziesiąt kilometrów szczytami ;)
W drodze na Szrenicę i wyciąg w dół. Wolimy bowiem wchodzić a nie lubimy schodzić ;)
Marta z Wiktorem, my z Mateuszem za nimi:)
Później była pizza dla zregenerowania kalorii a w domu już procentowy "koziołek" ;) Dobranoc :D