niedziela, 28 sierpnia 2011

Zgorzeleckie Jakuby i Altstadtfest w Goerlitz – 2011

Święto Starego Miasto to niby jedna impreza w tych dwóch przygranicznych miejscowościach, niby o tym samym (no prawie) jednak w każdym z nich bardzo odmienna. Dlatego co roku staramy się odwiedzić obie strony imprezy. W zeszłym roku ze względu na katastrofalną powódź zrezygnowano z edycji 2010, stąd wszyscy liczyli na bieżącą edycję – było jak zawsze, ale naszym zdaniem jak i zdaniem naszych znajomych „pozamiatał” hiszpański zespół Caballos de Menorca, ale o tym na samym końcu.

Impreza jest trzydniowa, i ma mieć klimat czasu średniowiecza – udaje jej się to w pełni i choć wielu uważa, że pomysł się już nudzi, osobiście jednak jestem odmiennego zdania i przynajmniej dla Zgorzelca jest to obowiązkowy punkt corocznego programu kulturalnego.

Może teraz dlaczego napisałem, że niby to samo, ale jednak osobno. Wszystko dlatego, że co by jednak nie mówić pod względem historycznym to Zgorzelec i Goerlitz to jedno miasto. U nas jest tylko Przedmieście Nyskie – czyli jedna ulica (zdjęcie nr 10), u nich całe „stare” miasto. Ponadto mam wrażenie, że Polaków jest mniej po tamtej stronie, w przeciwieństwie od Niemców po naszej, ale to można wytłumaczyć tym, że do Goerlitz ściąga naprawdę wielu turystów, jednak jest jeszcze aspekt ekonomiczny. U nas niemal w każdym straganie ceny są w złotówkach i „ojro” u nich tylko „ojro” (przynajmniej ja nie zauważyłem by było inaczej) - kto by sobie tam głowę zawracał ;)

Mimo wszystko naprawdę każdego z Was kto w ostatni weekend sierpnia przejeżdża w pobliżu – zachęcam do odwiedzenia i Zgorzelca i Goerlitz. Jest pięknie, jest kolorowo i jest bajecznie – warto to zobaczyć. Tutaj edycja z 2009 roku raz i dwa.

Fotek jest kilkanaście ale nawet w części nie oddają tego co można zobaczyć tutaj Goerlitz:









Gdy człowiek będzie miał dosyć tłumów, moze skręcić w boczne uliczki, które są niemal opuszczone, ale za to bardzo piękne:









Zabawa trwa wszędzie:



Tutaj widok na Przedmieście Nyskie po stronie Polskiej:



Tutaj zaś zapowiadany hiszpański zespół Caballos de Menorca, wspaniałe i klimatyczne widowisko. Bębniarz i cztery „konie” szalejące wśród publiczności:

















Wiem, że zdjęcia nie oddadzą tego co się stało, więc tutaj krótka migawka jak to wygląda w rzeczywistości.

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Z cyklu: Mam cię!

Wiecie jak bardzo lubię fotografować ptaki. Więc musicie sobie wyobrazić jakie katusze przeżywałem gdy jadąc rano do pracy mijałem przydrożny stawa, na którym swoje muskuły prężył piękny kormoran czarny.

Mało tego, ten skurczybyk gdy tylko było słońce dodatkowo rozkładał skrzydła niejako ciesząc się pierwszymi promykami ciepła, jednak za każdym razem gdy wracałem do domu nigdy go już nie było. Jak się zapewne domyślacie – nie wytrzymałem i postanowiłem zabrać ze sobą dzisiaj do pracy Pana N. licząc na to, że uda się kormorana „ustrzelić”. Plan był taki, że jeżeli nie dzisiaj to jutro – chciałem zabierać aparat za każdym razem gdy rano świecić będzie słońce.

Tak więc jadę patrzę jest i do tego skubaniec rozpościera te swoje piękne skrzydła. No to ja cyk w boczną dróżkę za aparat, sprawdziłem ustawienia i heja od drzewka do drzewka, od krzaczka do krzaczka, a tu nagle … Proszę Pana, a co Pan tam robi? - pyta mnie rowerzysta. Odpowiedziałem, na co on zsiada z roweru i za mną – lekkie upomnienie i już we dwóch się skradamy. Rowerzysta trochę popatrzył, a ja zrobiłem kilka świetnych (moim zdaniem) kadrów – oto Pan „Czarny”: (w większym formacie na moim koncie, na Flickr tutaj).









sobota, 20 sierpnia 2011

"Mimozami jesień się zaczyna"

Zaczynam słowami tej właśnie piosenki Czesława Niemena bo, co tu ukrywać, wszędzie zaczyna się na nowo żółcić, tym razem nie są to jednak majowe rzepaki, a mimozy (dziękuję Kochanie za przypomnienie nazwy). I właśnie pod znakiem tych kwiatów odbywała się nasza dzisiejsza wyprawa rowerowa, był jeszcze kolor czerwony (nie, nie żakiecik Kluzik-Rostkowskiej), ale o tym na samym końcu.

40 km mocnej wspinaczki, piękna pogoda, nie za gorąco - idealnie na rowery. Tutaj widok na Wilkę - Bory otoczone "żółtymi legionami":
[panoramio]




Marta cieszy się urokami jeszcze mocnego słoneczka:



Po tym podjeździe czekała nas wspinaczka pod Spytków i później (najdłuższa) pod Lutogniewice. Jechaliśmy takimi drogami, normalnie miód i orzeszki :D
[panoramio]


Kostrzyna i jeden z wielu w naszych okolicach "folwarków" dobity przez dawne PGRy. Później najczęściej przechodziły one na stan Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa, a ta zainteresowana jedynie dojeniem kasy nie dbała o takie "duperele". Rolnicy dzierżawiąc te obiekty byli zainteresowani głownie przypisanymi do nich olbrzymimi hektarami ziemi rolnej i też nie dbali o zabudowę, którą traktowali jako zło konieczne i w ten oto sposób te piękne obiekty coraz bardziej są dewastowane :( Jeden z takich przypadków opisałem też tutaj.
[panoramio]


Tutaj zaś podjazd pod Lutogniewice i przejście do Czech. Droga w tym miejscu jest specyficzna, po pierwsze jedzie się wśród olbrzymich słupów, a gdy świeci słońce i się zatrzyma to człowiek czuje się jak w kuchence mikrofalowej.



Co do słupów, żyjemy w pobliżu Elektrowni Turów i wiele pięknych widoków niestety jest "upiększanych" w taki sposób jak poniżej. Rezygnuje się wówczas z fotografii bo inaczej jedno zdjęcie trzeba by było obrabiać kilka dni w Photoshopie :)



Oto i samo przejście, a ja niczym żaba z tego kawału (a raczej ropuch), co stała po środku bo nie mogła się rozpołowić, bo niby i piękna i mądra, stoję jedną nogą w Polsce, a druga już w Czechach :D



Tutaj krzyż pokutny pod kościołem Św. Anny w Adelce. Kościół datowany na 1446 rok (więcej fotografii tutaj). Dodam, że przy kościele jak i w paru innych miejscach tablice informacyjne aż w czterech językach (trzy to podstawa).
[panoramio]

[panoramio]


Dalej jechaliśmy rozlewiskiem Smedy (naszej Witki), przedzieraliśmy się przez odbudowywany most, by dotrzeć w miejsce gdzie już byliśmy, ale jadąc w drugą stronę (klik). Na tym podjeździe było naprawdę stromo. Marta radzi sobie bardzo dobrze (notabene - lepiej ode mnie):
[panoramio]


A tutaj już orka i po żniwach.
[panoramio]


Zjeżdżając pomału do granicy natknęliśmy się na kolor czerwony, którym była piękna jarzębina - wspaniałe kolory :)
[panoramio]




Patrząc na to co się dzieje w przyrodzie mogę dzisiejszy wypad podsumować tylko tak: Nadchodzi zima! ;)

wtorek, 16 sierpnia 2011

Niedzielne wspinaczki

W minioną niedzielę powiedzieliśmy dosyć jeżdżeniu niemal po płaskim i postanowiliśmy się po wspinać. 35 kilometrowa trasa biegła po pętli Sulików-Radzimów-Zawidów-Habartice-Ćernousy-Veś-Spytków-Ręczyn-Niedów-Wilka-Łomnica-Sulików.

Taszczyłem ze sobą cały sprzęt lecz zrobiłem tylko kilka fotek z czego pokazać chcę Wam pięć.

Pierwsza to widok na Spytków od strony granicy z Czechami – świetna trasa rowerowa, odkąd zrobiono tam asfalt.
[panoramio]


W samym Spytkowie zjechaliśmy nad brzeg Witki by zobaczy ile tak właściwie jest wody po zakończeniu pierwszego etapu prac przy odbudowie zapory. O samej katastrofie można poczytać i obejrzeć fotki tutaj. Tutaj zaś do obejrzenia ten pierwszy etap odbudowy.

Wody przybrało i czuć w niej rybę ;) Wszędzie dostrzegłem małe klenie – jest ich naprawdę wiele. Wciąż jednak obowiązuje zakaz połowu, a woda ma być jeszcze (i to ponoć niejednokrotnie) spuszczana. W oddali najbardziej nielubiane przez wędkarzy ptaki – kormorany czarne, które zjadają rocznie ok. 200 kg ryb.



Widać też masę innego ptactwa:



Dalej pojechaliśmy przez Łomnicę, gdzie moją uwagę przykuł stary folwark. To tylko część jego zabudowy i warto będzie się tam jeszcze wybrać by zrobić więcej zdjęć.
[panoramio]


Na łące pasły się koniki, ten mały wygląda niczyim „polski mustang”:



I to by było na tyle. W terenie czuć jednak nadchodzącą jesień i jeżeli wciąż pogoda będzie taka deszczowa to przyjdzie ona szybciej niż się spodziewamy, a później, jak to mówią Starkowie z sagi Georga Martina „Pieśń lodu i ognia” Nadejdzie zima ;)

piątek, 12 sierpnia 2011

Berzdorfer See, czyli dwa światy

Po namowie Bartka i Adama postanowiliśmy opuścić izerskie klimaty i ruszyć tym razem za zachodnią granicę, czyli do Niemiec. Celem wyprawy było powstałe po zalaniu byłej kopalni odkrywkowej węgla brunatnego jezioro - Berzdorfer See.

Niemcy planują w tym miejscu inwestycję, która swoim oddziaływaniem po naszej stronie ma objąć byłe województwo jeleniogórskie. Na razie są w początkowej fazie prac, jednak już wokół jeziora wykonano połowę asfaltowych ścieżek rowerowych. Jednak możliwy jest objazd całego jeziora – 16km, jadąc w połowie fajnym szutrem.

Pierwszy efekt był powalający – minusem jednak jest to, że dostępne, ładnie wykonane tablice informacyjne są tylko po niemiecku. Tak u nas jak i w Czechach są najczęściej trzyjęzyczne, a dwu to już podstawa.
[panoramio]




Zmysł wędkarstwa pokierował mnie jednak w nieodległe krzaki gdzie wyczułem staw, jak się okazało udało mi się trafić na taki piękny zakątek:
[panoramio]

[panoramio]


Wróciliśmy na trasę po drodze wiać jeszcze ślady kopalni:
[panoramio]


Osuwisko hałdy:
[panoramio]






Wszędzie jednak pięknie przygotowana infrastruktura – tutaj przelewy (spusty) deszczówki z hałdy:



W pewnym miejscu trafiliśmy na siedlisko kormoranów. Widać, że ryby są bo jeden taki „ptaszek” przez rok zjada około 200 kg ryby 
[panoramio]








Tutaj już jechaliśmy taką drogą – bez uwag ;)



A tutaj widoczek z ławki – niczym nad morzem, na pierwszym zdjęciu w oddali Izery
[panoramio]

[panoramio]


Tutaj zaś sama ławeczka, no prawie sama ;)



Z drugiej strony fajny widok na Landeskrone:
[panoramio]


oraz Goerlitz (między zalesionym wzgórzem, a zabudowaniami - lepiej widać na powiększeniu w Panoramio):
[panoramio]


Wyjeżdżając zaś z Berzdorfer See mija się muzeum pozostałości po kopalni. Tutaj wspaniała koparka, trzeba dać cynk dla naszych złomiarzy ;)
[panoramio]

[panoramio]

[panoramio]


Tutaj dla porównanie wielkości w kadrze zwiedzający ludzie:



Podsumowanie – no cóż przed naszymi zachodnimi sąsiadami jeszcze wiele pracy, ale zapowiada się świetnie. Samą trasę jeszcze niejednokrotnie odwiedzimy i będziemy się przyglądać postępowi prac. Uderzyły mnie jednak dwie sprawy – już tak czysto społecznie, wiem, że inwestycyjnie nie mamy co się porównywać, ale my nie szanujemy nawet tego co mamy. Przejeżdżając przez most graniczny w Radomierzycach, jedzie się pięknym chodnikiem z kostki, z tym, że po naszej stronie kostka jest zarośnięta trawą, a nawet krzaczorami – po stronie niemieckiej próżno szukać choć zielonego źdźbła.

Druga sprawa – już sportowa, a ściśle pisząc – piłkarska. W Hagenwerde, tuż przy granicy jest ośrodek sportowy. Wracając obok boiska, ćwiczyło na nim masę małych (nie wiem) – pięcio, sześciolatków, którymi kierowało czterech trenerów, a zajęciom przyglądali się rodzice. U nas też w małych miejscowościach porobiono Orliki, ale to by było na tyle. Ze świecą szukać choć jednego animatora z uprawnieniami ( w tych małych miejscowościach) więc z czym do EURO2012? ;)

PS Mapy w Panoramio i Google Maps tego zakątka choć bardzo dokładne, są mocno nieaktualne ;)