Po ubiegłorocznej porażce na początek sezonu, gdzie po przejechaniu 5km nie wiedzieliśmy czy damy rade wrócić do domu, w tym postanowiliśmy się lepiej przygotować. Tak czy owak na dzisiaj zaplanowaliśmy rozpoczęcie sezonu. Trochę zastanawialiśmy się nad trasą czy nie przeginamy, ale zaryzykowaliśmy.
Nasz rejon gwarantuje takie atrakcje jak na profilu poniżej. Zdecydowaliśmy się jednak pojechać:
Jedynym problemem był wiatr, czyli połowa trasy do najwyższego wzniesienia ciągle pod wiatr. Dodatkowo sami sobie też sprawę utrudniliśmy. Kupiliśmy sobie w sklepie w Ręczynie soczki, które łapczywie opróżniliśmy. Tutaj Marta zachwycona soczkiem:
I to była przyczyna naszego późniejszego "zgonu":
Podjeżdżając pod Lutogniewice musieliśmy walczyć ze "ścianą" wiatru i swoim zniechęceniem - rozleniwił nas przystanek na soczki jak i one same ;)
Na szczęście przemogliśmy się i później było już całkiem dobrze. Teraz trochę słów o widokach. Choć ciepło to jednak kolorystyka wciąż surowa, więc posiłkować się będę HDRami. Tutaj widok na Andelkę:
Jak widać w górach wciąż śnieg:
Widok na las:
Tutaj Marta przygotowuje się na zjazd serpentynami - wspaniała trasa:
I oto one (część):
Moje stanowisko:
Czekając na mężula:
Tutaj żona odjechała mi jak Armstrong za najlepszych czasów ;)
Folwark w Ćernousach:
I na koniec droga - całkiem ładna i przyjemna. Życzyłbym nam Polakom takich dróg ja te w Czechach. Panie Nowak słyszy mnie Pan?
Trasa wskazała na 39,5 km na liczniku jednak mieliśmy 42 km. Kondycja niczego sobie, ciało dało radę, tylko pośladki zawiodły ;) A ja mam w pokoju taki twardy fotel :D