sobota, 8 lutego 2025

Czekamy

To słowo chyba najlepiej opisuje obecny stan. Zdania wciąż nie zmieniam. Czeka nas długie przedwiośnie i oczekiwanie. Po ciepłym styczniu przyszedł zimniejszy luty. To dobrze. Wegetacja trochę przyhamowała, a według prognoz to na teraz przynamniej dwie pierwsze dekady lutego będą poniżej normy wieloletniej. 

Tak więc czekamy. Gdy cieplej, to człowiekowi aż chce się przebywać na dworze, gdy znowu robi się zimno, a zwłaszcza gdy zaczyna wiać, to siedzi się w domu i właśnie czeka. Oby do wiosny ;) 








piątek, 31 stycznia 2025

Jednak czyż, nie kulczyk, mysikrólik i w bonusie krokus

Styczeń kończę ornitologiczne. Co ciekawe, już dawno nie miałem tylu wpisów w tym miesiącu. Od szesnastu lat odkąd prowadzę tego fotobloga, ten styczeń jest sporo powyżej normy. To znak, ze wracam do fotograficznej formy, albo - co bardziej prawdziwe - dzieci większe, a i pod względem chorobowym jest o wiele lepiej niż do tej pory. Zobaczymy co dalej 😉

EDIT: po naradzie z kolegą stwierdzam, że to niestety nie kulczyk, a samica czyża...

Po raz pierwszy udało mi się sfotografować kulczyka. Przynajmniej tak mi się wydaje, że to kulczyk. Do tego wrzucam zdjęcie mysikrólika. Szkoda, że nie w lepszym ujęciu, z żółtym czubkiem na głowie, ale naprawdę było ciężko z Michałem na plecach i Michaliną pod pachą. Dobrze, że mój tele ma stabilizację 😁 bo dzieciaki też chciały zobaczyć, co fotografuję.

Na koniec też krokus, który tylko potwierdza, to co napisałem o przedwiośniu we wcześniejszym poście. Fakt, że od dzisiaj chłodniej, zwłaszcza po wczorajszych +12, to jednak jakiegoś powrotu zimy, to nie widać. Mozę nocne przymrozki wstrzymają chociaż na trochę wegetację. 





poniedziałek, 27 stycznia 2025

Czeka nas dłuuugie przedwiośnie

Po długiej jesieni czeka nas jeszcze dłuższe przedwiośnie. Różnica jednak będzie taka, że będzie nam się bardziej dłużyło i niecierpliwiło. 

Nie wiem, czy pamiętacie, ale podczas tamtego sezonu zima potrafiła pokazać pazurek i w grudniu i w styczniu. W tym roku jest jednak inaczej. Kilka dni ze śniegiem a tak, to nic innego a długa jesień. Do tego jesień mniej przyjemna od poprzedniej, bo po pierwsze wrzesień nie był tak ciepły, a po drugie przyniósł za sobą katastrofalne ulewy. Jednak ta pora roku ma to do siebie, że człowiek jakby automatycznie zwalnia, dostosowuje się do coraz krótszych dni i jakoś to leci.

Niestety, gdy zaczyna się nowy rok i w styczniu po zimie nie ma już śladu. Mało tego, jest na tyle ciepło, że w połowie stycznia wychodzą przebiśniegi, to znak, że przedwiośnie będzie się dłużyło. Niemiłosiernie dłużyło. 

Słońce już wyżej. Dzień krótszy, ale aura wciąż nie taka, żeby zaplanować coś konkretnego na dworze. Gdyby była zima, to człowieka by tak nie nosiło, ale teraz… Średnia dzienna to ok. 5-7 stopni na plusie, a według normy wieloletniej styczeń ma na naszym terenie średnio coś koło zera. Tak więc za oknami niby przedwiośnie, ale trochę za wczesne. Nastroje może trochę studzić porywisty wiatr, który mocno daje popalić zwłaszcza w moim regionie. 

Niestety, sprawia to, że wiosna nie rysuje się nomen omen kolorowo. Wystarczy wybrać się w teren. Pszenica zaczęła się zielenić. Magnoliom pęcznieją pączki, rusza leszczyna, jak i przebiśniegi i krokusy, a przecież to dopiero styczeń. Przyroda potrafi zwolnić, ale pewnych procesów nie cofnie, a nie wierzę, że nie będzie nas czekał mróz o wartości przynajmniej pięciu kresek. Mógłby chwycić już teraz, ale najszybciej to za tydzień. 

Modele EWMCF też nie są łaskawe i prognozują zarówno luty, jak i marzec powyżej normy. Dlatego obawiam się, że gdy przyjdzie kilka cieplejszych dni, to wszystko wystrzeli. Czy to w sadach, czy ogrodach, czy lesie. Wówczas, choć nie chcę być złym prorokiem, to kto wie, czy gdy jak w tamtym roku nie przyjdzie zimno ze wschodu to znowu, zamiast pięknej, kolorowej wiosny, będziemy mieli taką burą, ponurą i brązową, bo i magnolie i kwiaty w sadach, a nawet młode zielone listki pomarzną i pousychają… 

Moja żona się załamie, bo to może być kolejny rok, którym nasza piękna magnolia nie pozwoli się sobą nacieszyć. 







środa, 22 stycznia 2025

Bobrza inwazja?

Wiem, tytuł śmieszny, ale tak to naprawdę wyglada. W ostanim czasie i to nie w perspektywie kilku lat, ale ostatniego roku, w mojej okolicy pojawiło się bardzo dużo miejsc, w których postanowiły zamieszkać bobry. Najpierw Mała Wieś Górna, teraz Sulików i zalew Czerwona Woda w Zgorzelcu, no i cała masa na Nysie Łużyckiej, na odcinku Osiek - Koźlice, gdzie najwięcej różnego rodzaju starorzeczy.

Zwierzęta choć pożyteczne, to jednak mocno odciskają piętno na danym terenie. Zaczyna się od „położeniu” kilku drzewek, a póżniej, gdy już wybiorą miejsce na żeremie, zaczynają układać teren pod siebie. 

Gdy jest to staw hodowlany, to tylko się cieszyć. Bobry zapewnią w nim wodę, nawet podczas suszy, a co choćby w Sulikowie bywa problematyczne. Jednak nie zawsze tak jest. Miałem okazję zobaczyć, gdy upodobały sobie leśną sadzawkę. Efekt był taki, że zalały spory kawałek lasu, który w tym miejscu usechł. Wszystko przez to, że prace „inżynieryjne” mają na celu zabezpieczyć żeremie przed drapieżnikami, a nic tak nie chroni, jak fosa ;) 

W Sulikowie wybrały sobie okoliczne stawy - może i „podleją” łąkowy nieużytek, ale na to jeszcze się nie zapowiada. W Zgorzelcu nad Zalewem też powinno by c spokojnie „spokojnie”. Zapewne koztem paru większych drzew. Gorzej jednak wygląda sprawa Nysy Łużyckiej. 

Tutaj zwierząt jest więcej i ich działalność może doprowadzić do podlania pastwisk, a to już nie będzie prosta sprawa. Ludzie narzekają też na drzewa, które powaliły tam bobry. Nie są to małe „okazy”, ale i spore egzemplarze wierzb, a nawet dębów. 

Prawda jest jednak taka, że to my wyparliśmy zwierzęta z ich terenów i te teraz wracają. Jak to się skończy? Zobaczymy. Wiem jedno - będzie ciekawie. Wyglada też na to, że bobry za sprawą stawu Lubańskiego nacisnęły na odcisk wędkarzom, a to nie wróży bobrzym dywersantom nic dobrego… 





sobota, 18 stycznia 2025

Dzień dobry przebieśniegu

Nie mogłem się powstrzymać. Bez dnia przerwy, dzisiaj nowy wpis. Ale skoro wczoraj zapowiedziałem przedwiośnie, a dzisiaj mam na to dowody, to na co czekać? 

Sobota 18-go stycznia to najpiękniejszy i najcieplejszy dzień w tym roku. Gdy poszedłem na spacer z Tyrionem, coś mnie tknęło i poszedłem sprawdzić miejscówkę na przebiśniegi. Nie spodziewałem się, że już są i to tak rozwinięte. Tylko się cieszyć. 

Boje się jednak i nie jestem w tym odosobniony, bo podobne obawy piszą znajomi na fejsie, że w tym roku będziemy mieli powtórkę z tamtego. Czyli ciepły luty i marzec, a w kwietniu, gdy wszystko będzie już mocno kwitło, złapie kilkudniowy mróz i znowu będzie pozamiatane. Pamiętacie? W tamtym roku pomarzły nawet młode liście - głównie dębów. Aż żal było patrzeć... 

No ale co będzie, to będzie, my cieszmy się tym co tutaj i teraz.