Zima choć niby wciąż trwa, to jednak gdzieś się chowa. Absolutnie nie narzekam. Cieszymy się z tej pogody jak małe dzieci. Wczoraj z moją wspaniałą Żonką otworzyliśmy jak zeszłym roku sezon rowerowy po polsko-czeskim Pogórzu Izerskim. Trasa ta sama co w zeszłym roku, a o czym pisałem tutaj: Super wyprawa: Miłoszów, a co ciekawe w tamtym roku był to 14 kwietnia a i tak jeździliśmy po śniegu, w tym roku o ponad miesiąc szybciej! Oby nam nie przyszło jeszcze za to zapłacić.
Mapka trasy tutaj
Co ciekawe możemy tamtędy jeździć ile razy się da a i ak się nie znudzi. Za każdym razem odkrywamy coś nowego, jak na przykład ten piękny kamienny mur w Miedzianej:
Tutaj dolina Czerwonej Wody, tylko wczesną wiosną można ja podziwiać, później jest zbyt zarośnięta:
W pobliżu granicy takich ruin jest wiele, ciekawe jaką skrywają w sobie historię? Zawsze mnie to fascynowało :)
U naszych południowych sąsiadów już pełna laicyzacja, a o czym pisałem już nie raz. W niedziele prace budowlane w domach, czy na polach to nic niecodziennego. Tak po sprawie z Husem kończy kraj, który wprowadził nas w chrześcijaństwo. W lasach wyręb drzew:
Trochę popsuli naszą piękną trasę, ale tylko w małym fragmencie:
Wspinając się coraz wyżej - krajobraz iście górski, owce ;)
Z cyklu: Kochanie robisz zdjęcie? To ja powoli jadę dalej. ... I tyle ją widziałem ;)
I kolejne fotki:
Kapliczka, którą prezentowałem w ubiegłorocznym wpisie:
Odpoczynek w najwyższym punkcie naszej wycieczki:
A tutaj SZOK. W lesie natrafiliśmy na wyasfaltowaną drogę rowerową nr 3006. Pojechaliśmy ją kawałek, co widać na mapie na 20 km, ale nie przejechaliśmy całej. Ścieżka prawdopodobnie zaczyna się tutaj, a kończy tutaj. Jeszcze to sprawdzimy. Pewni jesteśmy tego drugiego punktu, ale widzieliśmy nowy asfalt i przejeżdżając przy pierwszym punkcie, ale jakoś nie pomyśleliśmy, że może to być aż tak długi odcinek i go nie sprawdziliśmy. Jedno jest pewna, ścieżka jest lepsza niż nasze drogi gminne, czy powiatowe, a grubość asfaltu ok 20 cm, co też nie jest u nas zbyt często spotykane ;)
Po wyjeździe z lasu:
Oraz taki piękny krzyż wraz z przebiśniegami:
Domek i oraz sprawdzona metoda na wietrzenie pościeli:
Później już czas na Miłoszów wraz z morderczym podjazdem pod Grabiszyce:
Odpoczywając na górze bawiłem się teleobiektywem, ale nie było zbyt przejrzyście, zastanowił mnie ten kościółek (?), musimy się tam wybrać :)