sobota, 20 sierpnia 2011

"Mimozami jesień się zaczyna"

Zaczynam słowami tej właśnie piosenki Czesława Niemena bo, co tu ukrywać, wszędzie zaczyna się na nowo żółcić, tym razem nie są to jednak majowe rzepaki, a mimozy (dziękuję Kochanie za przypomnienie nazwy). I właśnie pod znakiem tych kwiatów odbywała się nasza dzisiejsza wyprawa rowerowa, był jeszcze kolor czerwony (nie, nie żakiecik Kluzik-Rostkowskiej), ale o tym na samym końcu.

40 km mocnej wspinaczki, piękna pogoda, nie za gorąco - idealnie na rowery. Tutaj widok na Wilkę - Bory otoczone "żółtymi legionami":
[panoramio]




Marta cieszy się urokami jeszcze mocnego słoneczka:



Po tym podjeździe czekała nas wspinaczka pod Spytków i później (najdłuższa) pod Lutogniewice. Jechaliśmy takimi drogami, normalnie miód i orzeszki :D
[panoramio]


Kostrzyna i jeden z wielu w naszych okolicach "folwarków" dobity przez dawne PGRy. Później najczęściej przechodziły one na stan Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa, a ta zainteresowana jedynie dojeniem kasy nie dbała o takie "duperele". Rolnicy dzierżawiąc te obiekty byli zainteresowani głownie przypisanymi do nich olbrzymimi hektarami ziemi rolnej i też nie dbali o zabudowę, którą traktowali jako zło konieczne i w ten oto sposób te piękne obiekty coraz bardziej są dewastowane :( Jeden z takich przypadków opisałem też tutaj.
[panoramio]


Tutaj zaś podjazd pod Lutogniewice i przejście do Czech. Droga w tym miejscu jest specyficzna, po pierwsze jedzie się wśród olbrzymich słupów, a gdy świeci słońce i się zatrzyma to człowiek czuje się jak w kuchence mikrofalowej.



Co do słupów, żyjemy w pobliżu Elektrowni Turów i wiele pięknych widoków niestety jest "upiększanych" w taki sposób jak poniżej. Rezygnuje się wówczas z fotografii bo inaczej jedno zdjęcie trzeba by było obrabiać kilka dni w Photoshopie :)



Oto i samo przejście, a ja niczym żaba z tego kawału (a raczej ropuch), co stała po środku bo nie mogła się rozpołowić, bo niby i piękna i mądra, stoję jedną nogą w Polsce, a druga już w Czechach :D



Tutaj krzyż pokutny pod kościołem Św. Anny w Adelce. Kościół datowany na 1446 rok (więcej fotografii tutaj). Dodam, że przy kościele jak i w paru innych miejscach tablice informacyjne aż w czterech językach (trzy to podstawa).
[panoramio]

[panoramio]


Dalej jechaliśmy rozlewiskiem Smedy (naszej Witki), przedzieraliśmy się przez odbudowywany most, by dotrzeć w miejsce gdzie już byliśmy, ale jadąc w drugą stronę (klik). Na tym podjeździe było naprawdę stromo. Marta radzi sobie bardzo dobrze (notabene - lepiej ode mnie):
[panoramio]


A tutaj już orka i po żniwach.
[panoramio]


Zjeżdżając pomału do granicy natknęliśmy się na kolor czerwony, którym była piękna jarzębina - wspaniałe kolory :)
[panoramio]




Patrząc na to co się dzieje w przyrodzie mogę dzisiejszy wypad podsumować tylko tak: Nadchodzi zima! ;)