Wyjazd ten planowaliśmy z Martą już od grudnia. Oczywiście chcieliśmy zabrać tam naszych Szwagrów, których przy okazji gorąco pozdrawiam. Niestety, ale gdy przyszło co do czego, zaskoczyła nas brzydka aura. Nie będę ukrywał, w pewnym momencie myślałem, że nasza podróż skończy się na dworcu w Oybin. Przeczekaliśmy jednak i jak zobaczycie, nasze wędrowanie zaczęliśmy w deszczu, a skończy w pięknym słońcu. Warto było. Ale od początku…
Zbliżając się do miejsca, gdy zobaczyliśmy wzniesienie z legendarnym zamkiem, to muszę przyznać, że szczękę zbierałem z podłogi wagonu.
Jednak początek to przystanek na dworcu i przeczekanie deszczu. Po półgodzinie postanowiliśmy wyruszyć z drugiej strony. Warto było, szliśmy przez fajny las i później ostro pieliśmy się w górę. W międzyczasie minęliśmy staw pełen, o ile się nie mylę, pstrągów tęczowych oraz mogliśmy zobaczyć, co nas czeka.
Opłaciliśmy wejściówki i poszliśmy do środka, muszę przyznać, że zamek zrobił na mnie wrażenie. Głównie jego lokalizacja. Jest co zwiedzać i gdzie pochodzić. Zresztą zobaczcie sami. Muszę też przyznać, że mam kilka pomysłów na powrót i kilka innych wycieczek po tamtejszej okolicy.
Jednak zaznaczam. Wybierzcie się tutaj koniecznie wąskotorówką! Aż żal, że podobna infrastruktura u nas została zniszczona i rozkradziona. W Niemczech funkcjonuje i ma się bardzo dobrze. Zarabia też, jak się domyślam spore pieniądze. Do dyspozycji są zamknięte wagony, ale i otwarty, jednak przy ładnej pogodzie trzeba uważać na miejsca, bo jest oblegany. Całość jest zadbana i utrzymana w wysokim standardzie. Czapki z głów… A jadąc jest na co popatrzeć ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz