Jaram się jak małe dziecko. Dzisiaj Michalinka ma za sobą zdobycie pierwszego, górskiego szczytu. Postanowiliśmy nie siedzieć kolejny już dzień w zaciemnionym salonie i czekać do wieczoru, tylko uciec w góry. I był to strzał w dziesiątkę! No prawie ... ;)
Plan był prosty - wjeżdżamy i później schodzimy w dół. Wszystko fajnie, ale Miśce nie chciało się siedzieć w wózku więc z prawie 6 km jakieś 4, musieliśmy ją znosić. W tych momentach gdy było i 20 stopni nachylenia, dobrze, że miałem aparat na plecach bo dzięki temu świetnie utrzymywało mi się równowagę. W każdym bądź razie po zejściu na dół i obiedzie w greckiej restauracji, dziewczyny popadały mi w samochodzie. Jadąc jednak przez Czechy wiemy że kolejny wypad to zamek we Frydlandzie :D
Aktywność wraz z różnicą wzniesień na Stravie klik - są tam też nasze dwa zdjęcia z Instagramu ;)
Kończąca się jesień
5 tygodni temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz