poniedziałek, 8 lipca 2024

Biegowa wycieczka na Knorrberg.

Właśnie umknęły mi dwa miesiące, nie oznacza to, że nie fotografowałem. Wręcz przeciwnie. Z tym że zdjęcia, które robiłem, pochodzą z różnych okolicznościowych uroczystości bez turystyczno-podróżniczego charakteru. Jednak wczoraj uświadomiłem sobie, że nie wrzucam też zdjęć, których nie zrobiłem lustrzanką, a tak się składa, że ostatnio podróżując z watahą, postawiłem na układ: telefon i lornetka, zamiast ciężkiego aparatu.

Wydaje mi się jednak, że zdjęcia nawet z telefonu są już takie jakości, które można pokazać na tym fotoblogu, dlatego zamierzam trochę odświeżyć stronę. 

Dzisiaj wrzucę relację z wczorajszego biegu na niedalekie wzniesienie obok niemieckiego Ostritz - Knorrberg (379 m.npm.). Wyprawa ta chodziła za nami już od początku roku, kiedy obiegaliśmy już chyba całe pobliskie, czeskie Pogórze izerskie, o naszym nie wspominając. W każdym razie gdziekolwiek żeśmy byliśmy, wzrok nasz przyciągało to właśnie zniesienie. Po ustaleniu co to zaplanowałem trasę i w końcu udało się pobiec.

Wyruszyliśmy spod tamy na Zalewie Witka przez Ręczyn do Kostrzyna. Tam Nysę Łużycką przekroczyliśmy po sławne już za sprawą publikacji Wirtualnej Polsce kładką do leżącego zaraz po drugiej stronie Ostritz. Kładka zasłynęła miejscem, gdzie wciąż pojawiają się próby przerzucania migrantów, więcej o tym tutaj

Same Ostritz jest bardzo piękne. Jednak też bardzo opuszczone. Odnieśliśmy wrażenie, że wiele domów jest po prostu pustych. Po wybiegnięciu z zabudowań ruszyliśmy żółtym szlakiem dalej w kierunku wzgórza i co ciekawe w jego pobliżu, to co uderzyło nas bardzo, to brak zabudowy wszędzie gdzie nie spojrzysz pola. Wyglądało to niesamowicie i jak stwierdził Robert: czuło się tutaj niesamowity spokój. Jakby czas się zatrzymał…

Na samą górę nie da się wspiąć jakimś szlakiem - jest to możliwe, ale nie w takim ubraniu jak nasze, można je tylko obiec u podnórza i wrócić od drugiej strony. Tak też zrobiliśmy. Wracając, mieliśmy też ciekawą sytuację: mijaliśmy na chodniku matkę z dwójką dzieci. Jedno w wózku, drugie na rowerku popychaczu. Gdy przebiegaliśmy obok, dziecko prawie wjechał na ulicę, a wówczas wystraszona matka rzuciła szewską wiązankę w pięknej polszczyźnie ;) 

I na zakończenie - niedaleko Ostritz znajduje się przepięknej urody klasztor Marienthal opisywany i pokazywane przeze mnie tutaj klik-klik
























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz