Tym razem po pracy, chcąc otworzyć na sportowo ten tydzień wybraliśmy się na ambitniejszą, rowerową trasę. Jej profil oznacza stałą wspinaczkę, tylko z krótkimi ostrymi podjazdami, ale o długości ok. 15 km. Tak by osiągnąć szczyty w lesie za Dolni Oldriś po stronie czeskiej. Później pomimo kilku podjazdów ale jednak ciągły zjazd w dół. Świetna trasa.
Kościół w Miedzianej, jak zwykle z solidną kłódką na bramie, a Marta nie pozwoliła mi na skakanie przez mur. Najwidoczniej obawiała się, że mogę zostać lokalnym TW Bolkiem ;)
Figura Świętego Michała już w Czechach. Ulubione miejsce na odpoczynek, tym razem jednak gzy nie dały nam tej możliwości:
Początek zjazdu i całe Pogórze Izerskie. Niestety nie zobaczymy tego z naszej strony bo zasłania nam wzgórze porośnięte lasem :) Trzeba się pofatygować.
A jest co oglądać, tutaj spodobały mi się bele siana w zestawieniu z górami:

Do tego, przy drodze piękne koniki:
A tutaj w oddali widzieliśmy tumany kurzy. Myślałem, że to kombajn, ale jak się okazało , było gorzej i są to pierwsze oznaki zbliżającej się jesieni, bo tak kojarzą mi się pierwsze podorywki.
Marta nie podzielała mojego zdania, ona cieszyła się słońcem:
Kilka kadrów walki światła i cienia:
I jeszcze urokliwy staw w miejscowości: Horni Pertoltice: