poniedziałek, 27 lipca 2009

Świeradów Zdrój - Polana Izerska

Zapierałem się jak mogłem by do Świeradowa nie jeździć. Uważałem, że miejsce słabe a i szlaki do niczego. Strasznie się pomyliłem!

Wczoraj postanowiliśmy pojechać właśnie do Świeradowa - odpoczęliśmy podręcznikowo.
Początek wspinaczki rozpoczął się w Domu Zdrojowym wypiciem kubeczka wody leczniczej -nie ognistej :P
Jako że przyjechaliśmy dość późno jak na chodzenie po górach, wybraliśmy krótki szlak na Polanę Izerską. Szlak był niebieski a więc było w miarę stromo:



Pierwsza rzecz jaka mnie uderzyła to bardzo ładne (niewydeptane) ścieżki, na których pomimo że była to niedziela, nie spotykaliśmy za wielu turystów. Zupełne przeciwieństwo Szklarskiej Poręby.



Jedyny minus to wysokość. My dotarliśmy na 962 m.npm., a co za tym idzie jakiś oszałamiających widoków nie uświadczyliśmy, głównie dlatego, że do samych szczytów rosną drzewa, jednak uschłych pomników poprzedniego ustroju nie ma prawie w cale. Jeden z widoków:



Braki widoków nadrabia się za to urokami jakie można zobaczyć przy samym szlaku:







Sama Polana to nic innego jak "placek" bez drzew na samej górze.



Jest tam też gruzowisko po byłym (???) zakładzie - tartaku. Klimat niczym z www.opuszczone.pl ;)



Postanowiliśmy jedno - wracamy tam jak najszybciej wybierając się jakimś dłuższym szlakiem. Naprawdę warto.

poniedziałek, 13 lipca 2009

Nocka

Udało nam się zorganizować wypad na nockę nad Zalew Witka. Cele były dwa (uprzedzam fakty, żadnego nie zrealizowaliśmy) - po pierwsze sprawdzić czy w nocy biorą duże leszcze bo w ciągu dnia łowione są leszczyki do trzydziestu centymetrów, po drugie zaczaić się na sandacza.
Sprawdziliśmy pogodę (w nocy miało nie padać !!!) i pojechaliśmy. Jako miejsce połowu wybraliśmy to na którym parę dni prędzej udało mi się złowić czterdziesto centymetrowego leszcza.

Nasza miejscówka wyglądała tak:



Próbowaliśmy rożnych sposobów, eksperymentowaliśmy też z kukurydzą licząc na coś większego ale niestety - nic z tego. Same leszczyki. Łowiąc jedynie na małe żywce złowiłem równie małego okonia.

Czekając na branie:



Buzia uśmiechnięta. Jest pierwsza ryba (oczywiście leszczyk):





Ryby brały jednak bardzo energicznie i nie można było sobie pozwolić nawet na moment nieuwagi. Nieważne, co się w danym momencie robiło: jadło, czy też zmieniało skarpetki ;)



Głęboko się zażarł, ale i z tym można sobie poradzić posiadając odpowiedni sprzęt:



- "Za mały." Buzi i do wody:



Niestety wszystko popsuła pogoda. Od 22 do 3 rano padało, a my wymęczyliśmy się nieludzko. Mogliśmy się zwinąć i wrócić do domu, liczyliśmy jednak, że "zaraz przejdzie". Z tego powodu nie porobiłem typowych zdjęć nocnych, pokażę trzy robione o świcie:

Na drugim brzegu też łowili - widać małe ogniska/lampki:





I w bonusie - Mateusz holujący leszczyka:



Niestety żaden sandacz, ani karp, ani cokolwiek innego oprócz leszczy, ups przepraszam - leszczyków, nie brało tej nocy.
W nocy mieliśmy jednak mały epizod: gdy bowiem położyliśmy ok. 2 spać, to coś zeżarło wszystkie żywce z wiaderka!? Do tej pory nie wiemy co :D

wtorek, 7 lipca 2009

Szczupak? Jaki szczupak ...

Ech te ryby - dziś rano wybrałem się na okoliczną gliniankę by zapolować na Pana Zębatego.



Na miejscu zobaczyłem że nie jestem sam, rozbity namiot świadczył, że ktoś siedział na nocnej zasiadce.



Jak się okazało, byli to znajomi wędkarze, którzy niestety nie mieli przez całą noc żadnego brania. Po krótkiej rozmowie jeden z nich, pełen frustracji oświadczył, że już więcej tutaj nie przyjedzie.

Niestety u mnie też spławik żywcówki smętnie poruszał się wśród trzcin, ale bez żadnego efektu (trochę nie ostre - afs nie trafił ;) )



Pomimo zmiany miejscówki "Szczupły" się nie pokazał. Przypomniał mi się pewien dialog:

- Są tu szczupaki?
- Panie, Jakie szczupaki - toć tu nic nie ma. W tej kałuży pływa może kilka uklejek, nic więcej.
;)

Dialog ten usłyszałem dawno temu, a dotyczył stawu, który kilkakrotnie przeciągnięty sieciami został całkowicie wytrzebiony z ryb - tej gliniance też już blisko do tego stanu. Wiem jedno - żywczyki na zbliżający się wypad na sandacza to tutaj złowie, bawiąc się bowiem spławikówką z małym haczykiem w 10 min miałem chyba z 15 małych uklei i większych wzdręg.

Wyjaśnienie:
Jeżeli chodzi o wypady wędkarskie to na blogu są samem moje porażki ;). Do końca jednak tak nie jest. Po prostu aura nie dopisuje i wielokrotnie nie biorę ze sobą aparatu, lub też łowię w takich miejscach że nie zabieram "pełnego serwisu". W sobotę na przykłąd miałem na wędce dużego sandacza, nie udało mi się go wyciągnąć, ale jak bym miał aparat, to Marta porobiła by bardzo śmieszne zdjęcia z moim udziałem podczas próby wyciągnięcia sanadacza z wody :).


piątek, 3 lipca 2009

Powódź

Wczoraj ponad godzinne urwanie chmury w miejscowościach poniżej naszej "mieścinki" sprowadziły powódź. Bardzo przejmowaliśmy się tym, co obserwowaliśmy w niektórych miastach Polski i Kotlinie Kłodzkiej, zwłaszcza, że nie raz doświadczaliśmy tego na swojej skórze. Dziękowaliśmy jednak Panu Bogu, że nas to nie dotknęło. Z tym, że by takie coś wystąpiło u nas nie potrzeba jakiś tam intensywnych opadów - wystarczy silne i gwałtowne urwanie chmury. Wczoraj powstała w naszym regionie taka super-komórka, która objęła swoim zasięgiem ok 100 km.kw. Deszcz zaczął padać ok 14. Po godzinie otrzymaliśmy informacje, że rzeka (raczej rzeczka) w odległości ok. 5 km od nas wystąpiła z brzegów - nie było rady zaczęliśmy się przygotowywać.
W przeciągu dwóch godzin woda wylała, udało nam się jednak nie dopuścić do zalania domu. Wszelki służby stanęły na wysokości zadania, choć Ci których powódź nigdy nie dotknęła i tak krytykują podjęte działania, ale to już taka nasza polska natura. Jednak napisze w tym miejscu o postawie, co niektórych takich właśnie "bezpiecznych" współmieszkańców: tak wielu ich zleciało się na zagrożone tereny, że samochody bojowe straży pożarnych musiały używać klaksonów by schodzili im z drogi - i w cale nie przyszli pomagać tylko patrzeć i patrzeć, i ... ech szkoda gadać. Mój sąsiad opowiadał mi że na pobliskim mostku gapiów było tak wielu, że wystraszył się że mostek się zawali. Ponadto wielu takich nieodpowiedzialnych poprzychodziło z małymi dziećmi - nie wiem tylko po co? Chyba by je narazić na jakieś nieszczęście! Szybko poruszające się samochody z piachem, workami i pomagającymi ludźmi miały jedynie utrudnione zadnie - chore!
Na szczęście w tym całym szaleństwie nie zabrakło też Tych bezinteresownych wspaniałych ludzi, którym zależało jedynie na pomocy innym. Jeszcze raz im wszystkim dziękuję.
Wielu jednak nie miało tyle szczęścia, co my - dużo domów zostało pozalewanych, także w sąsiednich gminach przez które przepływają inne cieki wodne.





















środa, 1 lipca 2009

Spacerek

1 lipca i o dziwo trochę więcej słońca. Postanowiłem wybrać się z Frodem na spacer, jednak nadciągająca burza zmusiła mnie do zmiany planów i zamiast pieszo - pojechaliśmy rowerem (znaczy się ja jechałem a Frodo biegł ;) ).
Pogoda przez ostatni miesiąc nie rozpieszcza więc człowiek jest niejako łasy na wszelakie kadry ;). Nie wymagajcie jednak nie wiem czego bo na niniejszej fotce jak można zobaczyć niebo było, jakie było (specjalnie dodana winieta) więc o krajobrazach mogłem zapomnieć.

































Tutaj "dywanik":























Nad rzepakiem zaś "ganiały się" skowronki:




















Jak mocniej za chmur wyjrzało słońce to można było podziwiać pełną paletę kolorów:



























A tutaj maki i chabry na tle dachów i zabudowań kopalni:























Z tego zdjęcia zaś jestem bardzo zadowolony za to że udało mi się uzyskać pewien efekt trójwymiarowości:






















Na koniec trzy fotki "owadowe":