Już wczoraj wiedząc, że tegoroczna zima nie jest zbyt pewna, umówiliśmy się z Szwagrem, że po niedzielnym obiedzie idziemy poszaleć na dętce.
Nim "tor" rozjeździliśmy, czego przykładem jest powyższe zdjęcie, musieliśmy się trochę namęczyć. To sanki, to dętka, ale z każdym zjazdem coraz dalej :)
Najlepszym po pychem było piłkarskie kopnięcie Mariusza:
Tylko śnieg wirował:
Na tym filmiku widać jak Mateusz "przeciera" tor klik-klik Tak, że później trzeba było już mocno hamować, żeby nie przestawić płotu ;)
Niekiedy jednak trzeba było wołać o wsparcie Martę:
Którą nic nie powstrzymywało, przed wystrzeleniem załogi:
Tutaj filmik jednego ze zjazdów klik-klik
Najgorsze to oczywiście targanie dętki z powrotem na górę. Trzy takie rundy i byłem spocony jak w saunie ;)
Nikt się nie oszczędzał, jeździliśmy sami, jak i z pasażerami ;)
Jeździła Marta:
Jeździł Mariusz
Jeździłem i ja - jednak moje indywidualne popisy były za szybkie dla autofocusa aparatu ;)
Oczywiście nie mogłem sobie nie pozwolić sfotografować lepszej połowy:
Na dzisiaj koniec, Wiktor ma dość ;)
hehehhe - ja wczoraj też z podobnego powodu sanki wyciągnąłem i poty wylałem :)
OdpowiedzUsuńTyle, że górkę miałem gorszą a i śniegu mniej jakby. Stłukłem lekko łokieć przy okazji ;)
Ale na dętce nigdy nie pędziłem...