Po powrocie z urlopu, dwie ostatnie soboty spędziliśmy na eksplorowaniu polsko-czeskiego Pogórza Izerskiego. Tydzień temu, byliśmy między innymi w Dolne Oldriś, by dalej przez lasy pojechać do Miłoszowa (byliśmy tam wczesną wiosną o czym mogliście przeczytać tutaj to tam "ustrzeliłem" tą piękna kapliczkę wśród pól), aby na przejściu granicznym kupić pistacje i dużą pakę Haribo. Wycieczka piękna, ale przygnębił nas ogrom zniszczeń po ostatniej powodzi w Miłoszowie i Leśnej. Ludzie suszą domy i garaże, infrastruktura zniszczona jak po przejściu frontu wojennego. To naprawdę powtórka 2010 roku :(
Wczoraj natomiast, pojechaliśmy do czeskiej Viesnova i dalej znowu na polską stronę, do nieistniejącej już wsi Wigancice Żytawskie, którą pochłonęła rozbudowa kopalni Turów. Niestety, skręciłem nie w ten rozjazd i trafiliśmy na hałdy, w związku z czym musieliśmy nieco zmienić trasę wycieczki, ale na pewno niedługo tam wrócimy bo trasa piękna.
Sobota (31.08)
Sobota (7.09)
Podziwiam tę Waszą wytrwałość w pedałowaniu :)
OdpowiedzUsuńNo i oczywiście umiejętne wykorzystanie aparatu pomiędzy pedałowaniem ;)
I pięknie, i strasznie. Straszne widoki po tej powodzi.
OdpowiedzUsuńMy mieliśmy rowerową niedzielę. Ach, niech to lato się nie kończy ;)
Arku, dla tych Sulikowian zrobienie 50 km, to jak dla nas pójście do sklepu po browara, czysty luz :)
OdpowiedzUsuńŚwietne foty i tereny !