Dzisiaj pochwalę się trochę. W ubiegłą sobotę (22.03) w podwrocławskiej Sobotce zaliczyłem swój biegowy debiut. 21 km przebiegłem z czasem 1:52:05 i zająłem 1374 miejsce. Bieg ukończyło około 3300 biegaczy. Tyle w kwestii chwalenia ;)
Napisze tak - jestem strasznie szczęśliwy z wyniku, zwłaszcza po ciężkiej kontuzji, gdy jeszcze na początku grudnia nie było wiadomo, czy w ogóle będę mógł biegać. To po pierwsze. Po drugie, jestem szczęśliwy, że mam taką wspaniałą żonę, która mnie wspiera w tak dużej, co by nie pisać, ilości przeróżnych pasji. Po trzecie, ciesze się, że potrafiłem w Sobótce zachować spokój, którego tak wielu (głównie mężczyznom) brakuje.
Nie wiem, może jestem przewrażliwiony, ale wśród wspaniałej imprezy i niesamowitych ludzi, zdarzają się i tacy, którzy chyba chcą się wykończyć. Przerażało mnie, jak jeden z drugim przebiegali obok dysząc jak lokomotywa, by po kilkuset metrach stać na poboczu lub maszerować, ledwo trzymając się przy tym na nogach. Po co to? W ten sposób można się tylko wykończyć. I tak jeden z biegaczy, który biegł jakieś 15 metrów przede mną zasłabł na ostatnim podbiegu około 20 km, a drugi wbiegając na metę stracił przytomność, waląc przy tym głową o jezdnie. Przecież to tylko zabawa i nikt z Kenijczykami nie wygra (dwa pierwsze miejsca) ;) Zdrowie i życie ma się tylko jedno!
To krótkie przemyślenie niech jednak nie zaburzy Wam obrazu całej imprezy, bo ta jest wspaniała. Świetni na drodze są sami biegacze. Przepraszają za zabiegnięcie drogi, czy pytają kolegę lub koleżankę, gdy ten(ta) się zachwieje, czy nie jest potrzebna pomoc. To naprawdę buduje. Ponadto tylu uśmiechniętych twarzy ile widziałem na mecie, to tego nie widzi się codziennie. Jak Pan Bóg pozwoli, pobiegnę tutaj i za rok.
Zdjęcia moje i Marty oraz Przemka:
Szykujemy się do startu. Przemek, Piotrek i ja. To przez Przemka biegam ;)
Idąc po numery, spotykamy część Sulikowską - Łukasza z Baśką i ich córką oraz Przemka, byłego już Sulikowianina ;) Z naszej rodzimej miejscowości biegło pięć osób, a z całego powiatu zgorzeleckiego - 37!):
Część Zgorzelecka, zwłaszcza zaprzyjaźnieni ze mną, od lewej Iwona z Tomkiem, oraz skrajnie po prawej - Piotrek, zwany Pitkiem. Pozostali na zdjęciu też bardzo pozytywni :)
Z tarasu domu Przemka widok na parking i metę (to tylko część samochodów):
Start na rynku w Sobótce:
Ruszyli, a wśród biegaczy dwóch Kenijczyków. Pierwszy był na mecie już po godzinie i siedmiu minutach:
Kilkanaście osób biegło z psami:
500 metrów do mety, Przemek, a za nim Piotrek, chłopaki tak sobie wspólnie biegają do listopada i Biegu przy Pochodniach w Zgorzelcu, jak na razie dwa razy o kilka sekund, lepszy jest Piotrek:
Siedem minut za chłopakami pojawiłem się i ja, czyli nadciąga kataklizm ;) Przyznaję się szczerze, że choć od maksymalnego tętna trzymałem się z daleka, to po ostatnim podbiegu nie miałem już sił, jednak gdy usłyszałem okrzyk Marty, że jest super, od razu ruszyłem raźno do przodu, nie ma to jak wsparcie kobiety :)
Jemy i odpoczywamy z kolejną częścią Sulikowskiej grupy. Andrzej, Marta, ja, Alicja i córka Andrzeja i Alicji - Ola.
Nasze dziewczyny (Monika i Alicja), szczęśliwe na mecie. Wydawało mi się, że po kilku łykach wody były gotowe, żeby biec dalej. Aż strach się bać :D
No i jeszcze na mecie z Piotrkiem:
Rany...myślałem, że Pitek ma na koszulce napis SITEK... :) hehehehehe
OdpowiedzUsuńNo nie powiem...taki bieg to jest wyczyn !!!
Gratulacje !!! :)
Gratuluję wyniku oraz determinacji.
OdpowiedzUsuńGratulacje za zdobycie mety :)
OdpowiedzUsuńZa rok przynajmniej 20 min do przodu - życzę.
Gratulacje :)))
OdpowiedzUsuń