piątek, 23 kwietnia 2010

Przybyliśmy i nic nie złowiliśmy

Dzisiaj po pracy wraz z Martą wybraliśmy się nad Nysę. Po ostatnim wypadzie mocno się rozchorowałem i jestem na antybiotykach, jednak pogoda taka, że ciężko usiedzieć w domu, rzekło by się - nareszcie :D

Próbowałem ja:



Próbowała Marta:



I nic - niestety sama woda też wygląda niczym martwa. Przyglądał nam się za to perkoz - najlepszy "wędkarz" wśród wszystkich stworzeń Bożych, niestety bliżej nie pozwolił się podejść:



Pogoda dopisała, w oddali można było zobaczyć budynek kościoła Narodzenia NMP z 1532 roku w Osieku Łużyckim:



W pobliskich "oczkach" budzi się życie:





To oznacza, że już niedługo będę próbował nie złowić lina, a od maja szczupaka :D
Pozdrawiamy!

2 komentarze:

  1. Wiem Jacku dlaczego nic nie złowiłeś.
    Nie można robić dobrze-dwóch rzeczy jednocześnie.
    Bynajmniej ja tak miałem.Wędkowanie jak i fotografowanie wymagają koncentracji na tym co się w danej chwili wykonuje.Jest takie powiedzenie "albo rybki,albo...." ;)
    Ładne te zdjęcie drugie od dołu a na tym najniżej słyszę cmokanie takieeeeego lina :)
    Jacku dużo zdrówka życzę a na szczupaki zabierz ze sobą tylko komórkę,zobaczysz że złowisz pierwszego w tym roku. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się ze humor Ci dopisuje :D Na razie za zimno na jakieś większe skupienie na wędkarstwie.Niedługo pierwszy maj więc czas porozglądać się za szczupakami, a jednocześnie za zimno by zapolować na lina :D Ty je słyszysz ich cmokanie a mnie w koszmarach prześladują nocnych :DDD

    OdpowiedzUsuń