Dzisiaj po pracy wraz z Martą wybraliśmy się nad Nysę. Po ostatnim wypadzie mocno się rozchorowałem i jestem na antybiotykach, jednak pogoda taka, że ciężko usiedzieć w domu, rzekło by się - nareszcie :D
Próbowałem ja:
Próbowała Marta:
I nic - niestety sama woda też wygląda niczym martwa. Przyglądał nam się za to perkoz - najlepszy "wędkarz" wśród wszystkich stworzeń Bożych, niestety bliżej nie pozwolił się podejść:
Pogoda dopisała, w oddali można było zobaczyć budynek kościoła Narodzenia NMP z 1532 roku w Osieku Łużyckim:
W pobliskich "oczkach" budzi się życie:
To oznacza, że już niedługo będę próbował nie złowić lina, a od maja szczupaka :D
Pozdrawiamy!
Wiem Jacku dlaczego nic nie złowiłeś.
OdpowiedzUsuńNie można robić dobrze-dwóch rzeczy jednocześnie.
Bynajmniej ja tak miałem.Wędkowanie jak i fotografowanie wymagają koncentracji na tym co się w danej chwili wykonuje.Jest takie powiedzenie "albo rybki,albo...." ;)
Ładne te zdjęcie drugie od dołu a na tym najniżej słyszę cmokanie takieeeeego lina :)
Jacku dużo zdrówka życzę a na szczupaki zabierz ze sobą tylko komórkę,zobaczysz że złowisz pierwszego w tym roku. :)
Cieszę się ze humor Ci dopisuje :D Na razie za zimno na jakieś większe skupienie na wędkarstwie.Niedługo pierwszy maj więc czas porozglądać się za szczupakami, a jednocześnie za zimno by zapolować na lina :D Ty je słyszysz ich cmokanie a mnie w koszmarach prześladują nocnych :DDD
OdpowiedzUsuń