Dzisiaj rowerkami zrobiliśmy ponad 50 km po Pogórzu Izerskim. Trasa do obejrzenia tutaj. Napiszę tylko jedno: tyle co my się nawspinali i nazjeżdżali , to nasze i naszych nóg ;) Ale zaczynamy od padalca:
Marta wypatrzyła go na trasie "Przygody z Nysą" w lesie za Ręczynem. Ten jakby nigdy nic wylegiwał się na drodze:
Później nagroda za wspinaczkę pod Lutogniewice i czeską Andelkę, czyli zjazd serpentynami, Marta:
I tyle ją widziałem, a po lesie poniósł się mój krzyk: -Kochanie, zaczekaj naaa mnieeeeeeeee! :)
A tutaj widok na Izery podczas wspinaczki od Patrlicic do Dolne Oldriś:
Na tym zdjęciu w środku kadru po prawej, nad lasem widać wiatraki w Lutogniewicach, tam też dzisiaj byliśmy ;)
I to tyle. Teraz czas na zasłużony odpoczynek z Kindlem i lekturą "Zimowej opowieści" na reszcie kończonych "Urodzonych biegaczy" ;)
Bardzo fajna wyprawa.
OdpowiedzUsuńPadalec świetnie ustrzelony, gratulacje !!!
Cały czas mówię, że Marta ma lepszą kondycję :)
Pewnie...Marta notorycznie przegania Jacka ;)
OdpowiedzUsuńPiękne te nasze tereny :)
Ale z Was lizusy :P ... A gdzie męska solidarność? Gdzie słowa wsparcia dla mojej skromnej osoby?! ;)
OdpowiedzUsuńNo piękne to serpentynki.
OdpowiedzUsuńJakie wsparcie....? Możemy ewentualnie pocieszyć i dodać otuchy ;)
OdpowiedzUsuńOt Arski dobrze prawi :)
OdpowiedzUsuń