sobota, 19 lutego 2011

Dlaczego grożą nam powodzie?

Na początek jednak muszę napisać, że jesteśmy głupi i nie potrafimy się uczyć. Natura, coś mi się wydaje, znowu udowadnia nam, że ma rację. Chodzi mi bowiem o to, że w ostatnich czasach kiedy lata były suche, wielu rolników, zaczęło (zapewne dla zysków) orać łąki i zamieniać je na pola uprawne. W wielu miejscach orali niemal pod sam las. Kiedyś za naszych dziadków, a przed nimi, za tzw. Niemców. były tam jednak pastwiska.

Prawdą jest, że teraz byłyby to ugory bo nikt nie trzyma już zwierząt, ale wybór takich, a nie innych terenów na łąki też był czymś podyktowany. Czynnikiem takim była woda, a zwłaszcza to, że woda gruntowa w takich miejscach była dosyć płytko, co powodowało, że w mokrych latach ziemia była tam wielokrotnie grząska i nie nadawała się pod uprawy.

Niestety po suchych latach, niektórym rolnikom poprzewracało się w głowach i poorali te tereny. Teraz (a jest jeszcze zima), po mokrej jesieni i obfitych zimowych śniegach, już widać, że raczej nikt tam nie wjedzie, a sprzęt rolniczy po prostu się utopi i cały trud pójdzie na marne. Wystarczało jednak zaufać naturze.

To jednak nie jedyne zmartwienie. W lutowym numerze Wędkarskiego Świata opisane są niecne zagrywki zarządców rzek, których działanie prowadzi niemal do zwiększonego zagrożenia powodziowego. Tak jest i u nas. Prowadzone obecnie prace melioracyjne na Czerwonej Wodzie w Miedzianej zamiast spowalniać spływ rzeki, zwiększać jej meandrowanie, obudowuje się brzegi kamieniem, a na efekty nie będzie trzeba długo czekać. Jak będzie cieplej, poświęcę temu cały wpis wraz ze zdjęciami, ponieważ wybiorę się tam rowerem.

Wędkarski Świat opisał jeszcze jedno zjawisko zagrażające powodziami i niestety też związane z rolnictwem. Chodzi bowiem o intensywne nawożenie ziem. Jak się okazuje fosfor i azot powodują, że struktura gleby staje się płatkowata, co powoduje, że nie ma w niej żadnej retencji wód opadowych. Intensywne opady błyskawicznie schodzą z pól, powodujący erozję, a nawóz wprowadzany jest do zlewni rzek. Następuje gwałtowny przyrost wody i powstanie fali powodziowej. Ratunkiem na to jest wykonywanie wzdłuż brzegów rzek pasów buforowych z drzew i zieleni. Ponadto, jak się okazuje w gospodarstwach ekologicznych (o ograniczonym nawożeniu), struktura gleby jest grudkowata, a retencja wody i jej spływ jest dwukrotnie wolniejsza od wyżej opisanej. Te dwie rzeczy czyli zwiększanie powierzchni upraw rolnych i silne nawożenie powodują, że zwiększa się zagrożenie powodziowe, gdy dodamy tego niewłaściwie prowadzone prace melioracyjne, które zamiast zwalniać spływ wody, przyspieszają go, katastrofę mamy jak malowaną. Niestety wciąż zbyt wielu ludzi nie potrafi tego zrozumieć a ich mózgościsk jest zatrważający. Odsyłam jednak do wspomnianego artykułu. Wędkarski Świat nr 2/2011. Dobry stan wód – czynniki decydujące. Artur Furdyna.

Dzisiaj tylko jedno zdjęcia pola gdzie kiedyś były łąki, po prawej przy lesie widać już piękne rozlewisko, a przy granicy lasu na drugim planie jest ono jeszcze większe.


4 komentarze:

  1. Jacku, nie dziwię się rolnikom. W ciężkich dla rolnictwa czasów, próbowali każdą piędź ziemi wykorzystać. Efekty są jakie są....Winnych szukałbym gdzie indziej. Faktem jest że za gospodarkę tzw. wodno-ściekową i sposoby na mądrą meliorację gruntów odpowiadają chyba moi i mojego pokolenia dziadkowie. PRL-owska przeszłość..."KAŻDY KŁOS NA WAGĘ ZŁOTA" - bez zastanowienia, bez przewidywania...Szybko i dużo. Obawiam się że nasze wnuki za jakiś czas napiszą to samo....

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapewniam Cię, że zmiany w obszarze zlewni rzek nie dokonali rolnicy mało-obszarowi a Ci którzy mają hektary liczone w dziesiątki. Nawet nie zdajemy sobie sprawy ile w sobie wody może zatrzymać hektarowa łąka, a takich łąk zlikwidowano dziesiątki. Do tego szybszy spływ wody z powodu nawożenia, erozja i która prowadzi do zamulenia rzek i powódź gotowa. Dodatkowo Wędkarski Świat zarzuca meliorantom, że prowadzą swoje prace w taki sposób by powodzi było więcej, wówczas uruchamiane są kolejne środki z przeznaczeniem na melioracje i niby zabezpieczenie przeciwpowodziowe. Na zachodzie już się to skończyło. Pomału zacznie u nas obowiązywać Ramowa Dyrektywa Wodna. Jak Unia zobaczy na jakie prace melioracyjne poszły jej pieniądze to ... będzie płacz i zgrzytanie zębów. Kto się jednak do tej pory obłowi ten się obłowi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czepiałabym się PRL-owskiej przeszłości, bo wówczas naprawdę dbano i o rzeki i o przydrożne rowy, które dziś albo nie są w ogóle czyszczone, albo wcale już nie istnieją za sprawą rolników, którym jak to zauważył Jacek ciągle mało i nawet rowom nie popuścili w okresie suchych lat. Tak się objawia m.in. krótkowzroczność naszego narodu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ludzie nie przejmują się konsekwencjami swoich decyzji. Robią tak, bo robią to inni i myślą, że ewentualna reakcja ze strony natury ich nie dotyczy. Jak ktoś jest uparty, to będzie go podtapiać do skutku :)

    OdpowiedzUsuń